Armia Krajowa miała około 400 tysięcy zaprzysiężonych członków i była największą podziemną armią świata. Walczyła na pierwszej linii frontu, którą wytyczały działania oddziałów partyzanckich, wielka dywersja, zbrojny sabotaż i akcje likwidacyjne. Tylko nieliczni żołnierze AK byli na etatach i otrzymywali uposażenie. Bardzo skromne zresztą.
Sprawa uposażeń żołnierzy ZWZ/AK, którzy musieli cały swój czas poświęcać pracy podziemnej i nie mogli łączyć pracy podziemnej z pracą zarobkową, jest przykrywana milczeniem, choć informacje na ten temat są istotne dla całości obrazu i dla ilustracji warunków pracy.
Skromne pensje żołnierzy AK.
Porucznik Józef Garliński ps.”Long” kierował Wywiadem Więziennym i Wydziałem Bezpieczeństwa Komendy Głównej Armii Krajowej od stycznia 1942 do kwietnia 1943 roku. Był zajęty całymi dniami, a często i nocami. Musiał być na etacie kontrwywiadu Komendy Głównej AK. Tak opisał swoją sytuację finansową:
„Na wiosnę 1943 roku moje miesięczne uposażenie wynosiło 1275 złotych. Od czasu do czasu otrzymywało się dodatki, np. na węgiel w wysokości 2000 złotych, czasem nieco tłuszczu. Dla zorientowania się w sile nabywczej tego uposażenia trzeba dodać, że kilo słoniny kosztowało 400 złotych”.
„Nikt z nas nie mógł wyżyć z tych uposażeń, pracowały nasze żony, czasem pomagały rodziny, odżywialiśmy się bardzo żle, brakowało pieniędzy nawet na chleb. Do pracy szło się po śniadaniu, którym były kartofle smażone na oleju i erzatzkawa”. (Józef Garliński-„Niezapomniane lata”,Odnowa, Londyn,1987). Podobnie skromne pensje mieli także inni akowcy.
Miliony dolarów na powstanie powszechne, którego nie było.
Armia Krajowa był zasilana milionami dolarów z Londynu, ale tylko drobna część tych pieniędzy była przeznaczona na pensje dla żołnierzy. Kasa była wydawana na zakup broni i lekarstw, pomoc więżniom i jeńcom, wykupywanie ludzi z więzień, tajne nauczanie, opiekę społeczną itd. Komenda Główna AK duże środki przeznaczyła na oddziały partyzanckie (żołd, broń, żywność itd.) oraz na działalność dywersyjną „Wachlarza”, czyli wydzieloną organizację dywersyjną AK na Kresach II Rzeczypospolitej.
Olbrzymie pieniądze przeznaczono na wszechstronne przygotowanie powstania powszechnego. W latach 1940-1944 temu celowi poświęcono maksimum wysiłku, czasu i środków. Losy wojny potoczyły się jednak inaczej i ogromny wieloletni wysiłek został zmarnowany.
A była to gorycz tym większa, iż towarzyszyła jej świadomość, że jeśli ten trud i te miliony dolarów, jakie włożono w przygotowanie ogólnopolskiego powstania z desantem z Zachodu włącznie, do którego nigdy nie doszło, zostałyby przeznaczone na walkę bieżącą, to jej efekty byłyby wielokrotnie większe od faktycznie uzyskanych.
Nowogródzka tajemnica.
W maju 1944 roku Komenda Główna AK przewidywała, iż niektóre okręgi mogą być, wskutek wejścia sowietów, odcięte od Warszawy i pozbawione z nią wszelkiej łączności. Dlatego przydzieliła każdemu okręgowi na kresach wschodnich rezerwowy fundusz budżetowy przeznaczony na potrzeby organizacyjne w takiej właśnie sytuacji.
Każdy okręg otrzymał wtedy na takie cele około 20 kilogramów złotych monet, najczęściej w rublach carskich i dolarach amerykańskich. Komendant Okręgu Nowogródzkiego ppłk. Janusz Prawdzic-Szlaski ps.”Borsuk” nakazał ukryć pieniądze i zastrzegł, że tylko on może uruchomić ten fundusz.
O miejscu przechowywania złota oprócz Komendanta „Borsuka” wiedział tylko jego adiutant ppor. Zenon Batorowicz ps.”Zdzisław” , „Chmara”. Ale doszło do tragedii. Jego ciało znaleziono w lipcu 1944 roku koło kolonii Wasiliszki, gdzie były ukryte pieniądze. Pieniądze ze schowka zaginęły. Albo ktoś miejscowy obserwował ppor. „Zdzisława” i wykorzystał sytuację, albo „Zdzisław” wpadł w przypadkową pułapkę.
Po wojnie kpt. Stanisław Truszkowski ps.”Sztremer”, były dowódca 5 batalionu 77 pułku piechoty AK, kłamliwie oskarżył Komendanta „Borsuka” o przejęcie złota i wywiezienie z Kraju. To wyjątkowa podłość, bo to było jednocześnie sugerowanie, że ppłk.”Borsuk” zabił własnego adiutanta. Wiarygodność Truszkowskiego jest jednak zerowa, bo jeszcze na początku lipca 1944 roku przeszedł na stronę sowiecką rozżalony odebraniem mu dowództwa 5 batalionu przez Komendanta „Borsuka”.
Według Romana Korab-Żebryka („Operacja wileńska AK”, Warszawa 1988 r.) rozżalony kpt. „Sztremer” Truszkowski, po odwołaniu go z dowództwa 5 batalionu 77 pp AK przez płk. „Borsuka” w dniu 3 lipca 1944 roku, odmówił wykonania drugiej części rozkazu, mocą którego miał pracować w sztabie Komendy Okręgu AK, czyli zdezerterował. Kpt. „Sztremer” Truszkowski samowolnie opuścił AK i przy pomocy radzieckich partyzantów nawiązał kontakt Armią Radziecką. Była to jego prywatna inicjatywa.
W PRL Truszkowski służył w Ludowym Wojsku Polskim i był członkiem PZPR. W 1968 roku Truszkowski ujawnił, że misja do Sowietów była rzekomo zlecona przez ppłk. „Wilka” Krzyżanowskiego. Nie przedstawił jednak żadnego wiarygodnego dowodu, że tak właśnie było.
Ppłk. Janusz Prawdzic-Szlaski ps.”Borsuk” po udanej ucieczce z sowieckiej matni na wileńszczyżnie działał w konspiracji na kielecczyżnie. Póżniej po wielu perypetiach znalazł się w Londynie. Tam przeżył ponad 30 lat. Na wolności.
Płk. Rzepecki przekazuje komunistom milion dolarów.
Pułkownik Jan Rzepecki był szefem Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej ZWZ-AK w latach 1940–1945, a więc był jedną z najważniejszych osób w AK. Po wojnie prezesem pierwszego Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” (WiN) był zaledwie dwa miesiące. Nastąpiły aresztowania.
Zaledwie kilkanaście godzin po zatrzymaniu 5 listopada 1945 roku, Rzepecki sprzeniewierzając się obowiązkom dowódcy, zaczął się układać z komunistami, czyli po prostu „sypać” ludzi z WiN. Współpraca Rzepeckiego z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego była szokiem dla ludzi konspiracji.
Rzepecki, który miał lewicowe poglądy i wielkie aspiracje polityczne (należał do PPS), na sali sądowej zachował się w sposób niegodny oficera szkalując WiN, czyli organizację której był prezesem. Płk. Rzepecki wydał komunistom cały majątek, który pozostał mu w spadku po AK, było to milion dolarów w złocie i banknotach, drukarnie, archiwa, radiostacje. W tym samym czasie dziesiątki tysięcy byłych akowców-winowców żyło w skrajnej nędzy. Tak nie zachowuje się dowódca organizacji. To zdrada.
© (MARB)